Dymiący, zakurzony, chaotyczny „kocioł”, który przemierzają tabuny ludzi. „Repatrianci” ze wschodniej Polski i radzieckiego imperium, przybysze z centralnej Polski, Niemcy powracający do domu gdzieś z Zachodu. Po ulicach błąkają się niewypędzeni Niemcy, robotnicy przymusowi, niemieccy jeńcy wojenni, byli jeńcy wojenni Niemców, zwolnieni z obozów więźniowie reżimu nazistowskiego, żołnierze polscy i radzieccy, policja, tajna policja, osierocone dzieci, starzy i chorzy, ludzie o hybrydowych egzystencjach, mieszanego pochodzenia, i każdy szuka „własnej” drogi. Ci, którzy już wyruszyli i których zawrócono, zatrzymani, ci, którzy osiedli na mieliźnie, zostali bez niczego, wśród włóczących się band złodziei i rzezimieszków, wśród głodujących, pozbawionych środków do życia, rannych – oni wszyscy, po swojemu ranni, w drodze.
Wiele z kresowych rodzin pochodzi ze wsi. Trafiają do miasta nie wiedząc, jak „działa“ miejskie życie. Inni, ze Lwowa, wpadają w przerażenie na widok ludzi, z którymi muszą dzielić mieszkania. Pytałam: jak odbywało się przydzielanie kwater? Zakupy? Kto, co, jak organizował?
Mój polski kolega-pisarz, Tomasz Różycki, opowiadał mi na festiwalu poetyckim w Paryżu, w holu hotelowym, o tym, jak jego rodzina ze wschodniej Polski wprowadzała się do niemieckiego domu w Opolu, w którym mieszka do dziś. Przez całe lata czuli się tam obco, walizki czekały spakowane pod łóżkiem, w razie czego. Niemcy na pewno wrócą! Będzie trzecia wojna. Wtedy, w półmroku pluszowego holu paryskiego hotelu, przejrzałam na oczy. To, o czym mówił Tomasz Różycki, było tak bliskie, tak oczywiste, ale jakoś nigdy nie próbowałam sobie tego wyobrazić. Jak wchodzi się do mieszkania, które należy do obcych. Jak odbiera się coś innym i musi z tym dalej żyć. Poczucie bezprawnego wtargnięcia w czyjeś życie, wkradnięcia się w nie, uczucia wstydu, wściekłości i zależności, nieuchwytna, a przecież wyraźnie odczuwalna obecność tych, do których to wszystko dopiero co należało.
Życie w obcym kokonie.
Wypędzeni w 1945 ze wschodniej Polski, z którymi rozmawiałam we Wrocławiu, opowiadali o swoim dzieciństwie w latach czterdziestych, o Sowietach i Niemcach, o niekończącej się, przerażającej podróży na Zachód latem 1945. Pamiętali, że tygodniami jechali w otwartych wagonach towarowych, ludzie, bydło, bagaże. Natomiast wspomnienie samego przyjazdu do Wrocławia lub pod Wrocław zostaje niejako wessane przez czarny, szary, czerwony kurz zbombardowanego, podziurawionego kulami miasta, ginie w jego łunie. Pomogły mi pytania o czarny rynek. Wspomnienie ówczesnego dziesięciolatka o znalezionej przypadkiem zabawce: „przygoda”.
(Übersetzung: Karolina Kuszyk)
Schreibe einen Kommentar